Książki
Pszczoły i drzewa odmieniły moje życie. Piotr Socha o swoich książkach

POSZKOLE.PL w rozmowie z rysownikiem i ilustratorem o jego dziełach „Pszczoły” i „Drzewa”, które stały się bestsellerami w kraju i na świecie.

- Czy rysownik ocenia książkę po okładce?
- Tak. Rysownik myśli obrazem. Zawsze w pierwszej kolejności zwracam uwagę na ilustracje, dopiero potem zagłębiam się w treść. Myślę, że pisarze mają odwrotnie.

- Przez dwadzieścia lat zajmował się pan ilustracją prasową, projektował gry planszowe, aż tu nagle powstała książka i to od razu taka, na którą uwagę zwrócił świat? Skąd pomysł?
- Na koncie mam kilka książek, okładek, zrobionych jakiś czas temu i choć mam dyplom Pracowni Ilustracji Książkowej, przez całe swoje zawodowe życie zajmuję się ilustracją prasową. Pomysł na zajęcie się czymś innym pojawił się naturalnie, po prostu uznałem, że chciałbym zrobić coś innego, coś ciekawszego. To było dla mnie duże wyzwanie. Robienie książek wymaga innego rodzaju myślenia.

- Najpierw powstały „Pszczoły”, od niedawna na półkach w księgarniach są też „Drzewa”. Obie piękne, dopracowane w każdym szczególe. Która jest panu bliższa?
- Pewnie „Pszczoły”. Pomysł na książkę nie był mój, narodził się podczas rozmowy w wydawnictwie Dwie Siostry, kiedy powiedziałem, że mój tata był pszczelarzem. I wówczas padło pytanie czy podejmę się narysowania książki o takiej tematyce. Ponieważ temat pszczelarstwa nie był mi obcy, pracowałem z radością. Najpierw zacząłem od zebrania materiałów, rozmów z tatą, studiowania literatury, bo początkowo sam chciałem napisać też tekst, ale ostatecznie zajął się tym Wojciech Grajkowski, biolog. Zależało nam, by książka miała walor edukacyjny, chcieliśmy opowiedzieć o pożytkach, które płyną z pracy pszczół, bo wielu sądzi, że najważniejszy jest miód. A tak naprawdę ważniejsze jest zapylanie, bez którego nie byłoby warzyw i owoców, życia. Tekst jest oszczędny i zwięzły, dominuje ilustracja. Zachęciliśmy czytelników podsuwając im wiele ciekawostek, rekordów, które biją pszczoły. Myślę, że taka formuła bardzo przemawia do czytelnika i mamy na to dowody – „Pszczoły” ukazały się w 23 krajach. Jeden egzemplarz otrzymały w ubiegłym roku dzieci księżnej Kate i księcia Williama. Tym, co mnie ostatecznie przekonało do podjęcia takiego wyzwania, był rewelacyjny odbiór książki „Mapy” Aleksandry i Daniela Mizielińskich.

- To jedna z najlepiej sprzedających się pozycji. Myślał pan o takim sukcesie rysując „Pszczoły”?
- Nie. Napędzała mnie energia, którą miałem i mnogość pomysłów. Czułem prawdziwą radość i satysfakcję, gdy siadałem do pracy. Chciałem to zrobić jak najlepiej, bo wierzyłem, że skoro Mizielińskim się udało, to ja też mam szansę. Od początku, naszym założeniem było, że będzie ona wydawana na całym świecie, ale o takim sukcesie nie myślałem.

- Na czym polega praca rysownika?
- Najpierw wszystkie elementy rysuję na papierze, bez kolorów. Tworzę w ten sposób obraz, wizję książki i po zaakceptowaniu tych szkiców, skanuję je do komputera i dalej pracuję już z wykorzystaniem komputera: układam rysunki jak puzzle, wybierając te, które będą większe, mniejsze itp. Na końcu jest etap przygotowania do kolorowania i kolorowania. Technologia bardzo pomaga w moim zawodzie. Gdyby nagle zniknęły wszystkie komputery, musiałbym od nowa się uczyć jak posługiwać się pędzlem czy innymi tradycyjnymi narzędziami. Taka praca byłaby czasochłonna. Przy rysowaniu obu książek, korzystałem z albumów malowanych ręcznie z XVII, XVII I XIX wieku. Uwielbiam je. Jestem pełen podziwu dla sprawności manualnych tych autorów. Dziś taka technika jest rzadko wykorzystywana. Ale pamiętajmy, że komputer czy skaner to tylko narzędzia. One same niczego nie stworzą, pomysł powstaje w głowie autora. Komputer daje swobodę, można wiele zmieniać, czego nie da się robić tak sprawnie, gdy prace powstają na papierze. „Pszczoły” rysowałem dwa lata, „Drzewa” o pół roku dłużej. To była codzienna, wielogodzinna praca.

- Która ilustracja w „Pszczołach” podoba się panu najbardziej?
- Ta przedstawiająca cesarza Napoleona i jego żonę Józefinę w czasie koronacji. Tekst opowiada historię o tym, że Napoleon wybrał pszczoły jako symbol cesarstwa, którym rządził i w czasie ceremonii w katedrze Notre-Dame, miał na sobie płaszcz wyszywany w złote pszczoły.

- Dlaczego akurat ta?
- Historia to moja pasja. Gdy byłem nastolatkiem fascynowała mnie postać Napoleona. Czytałem wszystko na jego temat, co wpadło mi w ręce. Narysowanie cesarza i jego żony Józefiny w strojach koronacyjnych wyszywanych w pszczoły, pozwoliło pokazać pszczoły jako symbol pracowitości, poświęcenia dla wspólnoty, którą tworzą. Pszczoła jako symbol, wzór do naśladowania.

- Drzewa też są panu tak bliskie jak owady?
- Trudno powiedzieć, że pszczoły są mi bliskie. Są godne podziwu i fascynujące. Z drzewami jest podobnie. Podziwiam je, lubię na nie patrzeć, niektóre z nich są wyjątkowo piękne, potężne. Podziwiam je jak rzeźby, pomniki przyrody. Bez drzew, roślin, świat stałby się jałową pustynią. W przypadku tej książki było zdecydowanie trudniej, chociaż „Drzewa” nawiązują graficznie do pierwszej książki. Pszczoły łatwiej narysować, powielić je komputerowo i użyć w wielu miejscach w książce. Z drzewami nie jest tak łatwo, trudniej też przedstawić je w interesujący sposób. Mają skomplikowaną strukturę: korę, liście, które trzeba wiernie odwzorować. Książka o drzewach ukazuje ich różnorodność zatem niemożliwe było powielenie tego samego rysunku na wielu kartach książki. Najtrudniejsze było dla mnie pokrycie drzew tysiącami liści. Chodziłem po lasach, parkach, wnikliwie obserwowałem przyrodę i próbowałem to odwzorować w taki sposób, by po liściach można było poznać dane drzewo. W trakcie pracy nad „Drzewami” odsunąłem na bok wszystkie zajęcia, przestałem rysować do gazet, skupiłem się tylko na książce. Rysowałem ją w domu, chociaż kuszący był plener. Nie wiem tylko, czy gdybym zaszył się w lesie, skończyłbym ją w terminie.

- W ostatnich latach, w Polsce zaczęto przywiązywać dużą rolę do estetyki książek. Powstają przepiękne publikacje, które ogląda się, czyta z wielką przyjemnością. Mamy dobrych artystów.
- Polscy artyści robią naprawdę genialne książki i nie mamy się absolutnie czego wstydzić czy z zazdrością zerkać na inne kraje. Widzę to podczas swoich podróży czy targów książki, na których bywam w kraju i za granicą. Bardzo mnie cieszy, że zaczęliśmy zwracać uwagę na estetykę książek. Ładnie wydana książka kształtuje dziecięcą wrażliwość. Jeśli dziecko będzie się otaczało pięknymi przedmiotami, w przyszłości będzie miało potrzebę życia w takim otoczeniu. Dbajmy o to!

- Co się zmieniło w pana życiu po wydaniu obu książek?
- Jako rysownik prasowy, pracowałem w domu. Redakcje wysyłały mi teksty, a ja do nich robiłem ilustrację. Siedziałem sobie spokojnie i rysowałem. W przypadku książki, konieczne były liczne spotkania z wydawnictwem. A po publikacji, moje życie nabrało tempa. Zaczęła się intensywna promocja, wyjazdy, spotkania z czytelnikami. Moje życie przyspieszyło, otworzyłem się na ludzi, jest mi miło, gdy ktoś podchodzi porozmawiać czy po autograf. Cieszę się, że książki spotkały się z tak ogromnym zainteresowaniem. W Niemczech, gdzie rocznie wydaje się ok. 9 tys. książek dla dzieci, niełatwo się wyróżnić. Ostatnio podczas spotkania autorskiego w Niemczech, ktoś do mnie podszedł i zapytał czy w swoim kraju też jestem tak sławny, jak u nich (śmiech).

- O czym będzie kolejna książka?
- Tego jeszcze nie wiem. Mam kilka pomysłów, ale nie krążą już one wokół owadów, zwierząt czy roślin, a bardziej człowieka.

- Zajmie się pan anatomią i stworzy coś w stylu „Gabinetu anatomii”, wydawnictwa Dwie Siostry?
- Nie. Chodzi o inny kierunek. Lubię rysować ludzi. Po rysowaniu flory i fauny zatęskniłem za opowieścią o nas samych, o tym czym różnią się ludzie żyjący w różnych epokach, w różnych kulturach, jak zmieniało się nasze życie na przestrzeni czasu, w czym jesteśmy podobni do naszych przodków, jak zmieniają się nasze obyczaje, w co wierzyli nasi przodkowie? Nie powiem nic konkretniej, bo nie podjąłem jeszcze decyzji, co będę rysował. To trudna decyzja, bo określa, co będę robił prze najbliższy rok czy dwa.

- Czy po tak ogromnym sukcesie zajmie się pan już tylko ilustrowaniem książek czy w gazetach również znajdziemy pana rysunki?
- Trudno pogodzić obie formy. Wydawnictwa książkowe rządzą się swoimi prawami i trzeba się im całkowicie podporządkować. Jeśli znów podejmę się dużego projektu, prace w gazetach zejdą na dalszy plan. Ilustracja w gazecie żyje bardzo krótko i w końcu trafia do kosza. A do książki można zawsze wrócić, otworzyć ją, obejrzeć. Nigdy też nie robiłem nic bardziej pracochłonnego niż te książki. Cieszy mnie to, że ktoś to docenia i na tym się skupię.

Rozmawiała /aus/

Poszkole.pl na Facebooku! Dołącz teraz i bądź z nami na bieżąco!